niedziela, 27 września 2015

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.15)

Bladego pojęcia nie mam jak żyli tubylcy nie mając prawa spisanego w formie kodeksów, paragrafów, sądów itp.
Muszę zgłębić temat nim zaprowadzę tu cywilizowany porządek prawny jasno określony przepisami.
Z moich dotychczasowych obserwacji (a jestem tu przecież już ponad rok) wynika że prawo w pojęciu białego człowieka jest tubylcom całkowicie zbędne.
Wszyscy zachowują się wobec siebie uczciwie i grzecznie - wyjątkiem są mecze piłki kopanej, ale to moja świadoma robota, bo przecież musiałem ich jakoś podzielić by wprowadzić demokrację.
Nadużyć wobec władzy nie ma żadnych, bo każdy zna swoje miejsce w szeregu i nie do pomyślenia jest jakikolwiek sprzeciw wobec starszyzny.
Dóbr materialnych indywidualnych oprócz dzidy, łuku, dmuchawki nikt nie posiada; szałas czy ziemia nie stanowi źródła konfliktu, bo to dobra tymczasowe, ogólnie dostępne i darmowe.
Obecnie to wszystko się zmienia.
Pojawiła się klasa urzędnicza - to będzie elita przyszłej silnej demokratycznej władzy. Jak na władzę przystało zaczynają się wyróżniać ze społeczności i z góry traktować pozostałych członków plemienia.
Osiadły tryb życia też wpływa na postrzeganie miejsca posadowienia szałasu i prywatnego terenu.
Trzeba założyć księgi wieczyste i dokładnie wyznaczyć granice własności.
Co niektórzy najlepiej zorientowani urzędnicy już zawłaszczają najatrakcyjniejsze tereny i obsadzają tam swoje rodziny. Trzeba nad tym jakoś zapanować, a bez przepisów prawa nic zrobić się nie da.
Najsurowszą karą jaka była dotychczas stosowana było wykluczenie z plemienia - to taka odroczona kara śmierci, tyle że wykonywana przez naturę.
Nikomu nie uda się długo przeżyć samotnie w dżungli amazońskiej. Po paru tygodniach, czasem miesiącach taki wygnaniec pada ofiarą zwierząt drapieżnych lub chorób.
Wypadki banicji są niezwykle rzadkie i dotyczą zabójstw lub gwałtu.
W plemieniu do którego los mnie rzucił nawet najstarsi z Rady Starszych nie pamiętają takiego przypadku.
To pocieszające, bo obawiałem się że będą problemy z ustanowieniem moratorium na karę śmierci.
Mimo wszystko więzienie trzeba wybudować, to nieodłączny atrybut wymiaru sprawiedliwości.

Na początek wprowadzam Kodeks Cywilny i Kodeks Karny.
Przepisy prawa ustalam w miarę zdroworozsądkowo z poszanowaniem tubylczych zwyczajów, bez kruczków prawnych jasno, przejrzyście i zrozumiale dla wszystkich.
Jak już się przyzwyczają do stosowania prawa stanowionego to ustali się takie poprawki że nawet prawnicy będą mieli problemy z interpretacją przepisów.

W części rządowej osady budujemy siedzibę sądu i areszt tymczasowy.
Więzienie wybudujemy w dżungli jakieś 5 km od granic osady.
Powołuję sędziów, ławników, obrońcę z urzędu, prokuratora i straż sądową. Klawiszy więziennych powołam gdy zapadnie pierwszy wyrok skazujący.

Po tych nominacjach w osadzie już prawie nie ma dorosłych ludzi do pełnienia funkcji urzędowych.
Jest jeszcze paru myśliwych, rybaków i zbieraczy, ale oni nie są już w stanie zapewnić wyżywienia dla całej osady.
Nie mam wyjścia, muszę wystąpić do Rady Starszych o zgodę na sprowadzenie z innych wiosek ... gastarbeiterów.
Gdy zwracam się z tym wnioskiem do starszyzny zdziwienie nie ma granic. Jak to? Dorośli ludzie nie są w stanie sami się utrzymać? Pada oczywiście pytanie: Czy tak jest w cywilizacji białego człowieka?
Potwierdzam - tak jest. Całe rzesze ludzi z biedniejszych krajów udają się do krajów "wyżej cywilizowanych" i odwalają tam czarną robotę. Tu będzie podobnie.
Przecież ktoś musi polować, sprzątać, budować szałasy i budynki użyteczności publicznej, urzędnicy przecież tego nie zrobią, bo i nie potrafią, a i nie przystoi urzędnikowi wykonywać podrzędne roboty.

Niespodziewanie pojawia się kolejny problem. Prezes Banku Centralnego i minister finansów w jednej osobie informuje mnie że muszelek wystarczy co najwyżej na dwie kolejne wypłaty, a następny wysyp (emisja) muszelek dopiero za pół roku. Tego nie przewidziałem. Szykuje mi się pierwszy kryzys finansów publicznych.
Muszę chyba wyemitować obligacje, lub ratować się pożyczką bankową.
Zupełnie niepostrzeżenie wprowadzam elementy nowoczesnej "inżynierii finansowej".
Mam więc dziurę w budżecie. Zbytnio się tym nie martwię, bo przecież mimowolnie realizuję to do czego się zobowiązałem - do wprowadzenia wszystkich elementów cywilizacji białego człowieka.
Deficyt budżetowy to norma w rządach cywilizacji białego człowieka.
Przecież wszystkie kraje białych ludzi uchwalają budżet na kolejny rok z góry zakładając że kasy nie wystarczy na wszystkie przewidziane do realizacji zadania.
Może wyjątkiem są Chiny i Arabia Saudyjska, ale przecież to nie są cywilizacje białego człowieka!

Całe szczęście że wzrasta zaufanie do banku. Już prawie nikt nie odbiera całej wypłaty w muszelkach, tylko większość od razu jest deponowana w banku na indywidualnym koncie.
Jak na razie to społeczeństwo ma niewielkie potrzeby konsumpcyjne (bo i wydawać kasy za bardzo nie ma na co - sektor usługowy i produkcyjny jeszcze jest słabo rozwinięty), więc depozyty bankowe rosną bo i oprocentowanie jest bardzo korzystne.
To dobry znak na przyszłość - zamożne społeczeństwo, to bogate i dostatnie państwo.

Wpadam na genialny pomysł załatania dziury budżetowej: Skoro mam znaczne ilości zdeponowanych muszelek leżących bezużytecznie w sejfach bankowych to przecież z tych depozytów mogę finansować bieżące wydatki.
Nikt się nie zorientuje. Przecież wszyscy tego samego dnia nie przyjdą po swoje oszczędności.
Problem zażegnany.
Tak oto zrealizowałem kolejny element cywilizacji białego człowieka - stworzyłem piramidę finansową.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg