niedziela, 7 maja 2017

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.30)

To była najdłuższa noc w moim życiu. Oka nie zmrużyłem. W głowie kotłowały się myśli od najczarniejszych do pozytywnych - no przecież nieraz już miałem dość tej misji. Wszystko kiedyś się kończy i moja przygoda też dobiegała końca, choć przyznam że oczekiwałem całkiem innego finału - tłumu dziennikarzy, kamery, flesze i ja okryty naukową chwałą i sławą.
Wreszcie nadszedł świt. Tubylcy tłumnie wylegli ze swoich szałasów w oczekiwaniu na nowe wytyczne Rady Starszych. Nieprawdopodobne -prawie wszyscy byli prawie na golasa - tak jak ich zastałem w dniu mojego przybycia. Gastarbeiterzy totalnie zdezorientowani trzymali się na uboczu w swoich grupkach w grobowym milczeniu. Tłum narastał z każdą chwilą. Nikt nie poszedł do swojej pracy, dzieci nie poszły do szkoły.
Wyglądało to jak strajk generalny - brakowało tylko służb porządkowych z opaskami na rękach i stolika z kwiatami.
Wyszedłem i ja ze swojego szałasu, tubylcy jakby mnie nie zauważali - stałem się niewidzialny. Przyznam zrobiło mi się przykro i nieswojo.
W końcu na centralnym placu pojawili się wszyscy członkowie Rady Starszych. Ucichł gwar. Wszyscy zastygli w oczekiwaniu na wystąpienie przedstawiciela Rady.
W ciszy i pełni powagi w podniosłym nastroju najstarszy członek Rady zabrał głos. W krótkim wystąpieniu skonstatował że oto wypełniło się prastare proroctwo/przepowiednia i biały człowiek przybył by ich ocalić i doskonale wywiązał się ze swej misji i tym samym jego misja jest zakończona.
Rada Starszych złożyła mi serdeczne podziękowania za moją pracę, wyraziła wdzięczność za trud wprowadzania reform mających zaznajomić tubylców z kulturą i życiem białych ludzi.
Potem w skrócie przypomniał wszystkie działania w celu wprowadzenia zasad obowiązujących w cywilizacji białych ludzi. Nawet nie zdawałem sobie sprawy że aż tyle tego było.
Wspomniał o początku moich reform - o chrzcie tubylców, o wprowadzaniu kolejnych urzędów i struktur władzy, o reformach walutowych, likwidacji analfabetyzmu, popularyzacji sportu, normach i certyfikatach na wyroby, przestrzennym zagospodarowaniu, elektryfikacji, telewizji, wykładach naukowych, no wprost końca nie było tych moich zasług.
Tubylcy są pełni uznania i podziwu dla wiedzy i umiejętności białych ludzi, jednak niektóre rozwiązania i zwyczaje cywilizacji białych budzą ich wielkie zdumienie i są dla nich niezrozumiałe i całkowicie nie do przyjęcia. Właśnie ze względu na nieakceptowalne dla nich zwyczaje i rozwiązania Rada Starszych postanowiła zakończyć moją misję cywilizacyjną, by nie dopuścić do całkowitego rozkładu i upadku ich kultury plemiennej.
Na zakończenie swojego wystąpienia jeszcze raz złożył mi podziękowania za pracę i zaangażowanie i podziw dla mojej wiedzy i umiejętności, zapewnił ze Rada Starszych przemyśli sposób wynagrodzenia mnie za pracę i zapewnił że w ciągu paru następnych dni przygotuje wszystko do mojego pożegnania i wyjazdu do cywilizacji białych ludzi.
Tymczasem wszyscy są zobowiązani do okazywania mi szacunku i pomocy.Byłem w totalnym szoku.

W części przemówienia dotyczącej bezpośrednio tubylców zakomunikował że jutro nastąpi przeprowadzka na nowe miejsce, na z góry upatrzone pozycje na kolejne 2-3 lata.
Tubylcy mają zabrać tylko to co niezbędne, tak jak to było przed moim przybyciem.
Cała tutejsza infrastruktura pozostanie w stanie nienaruszonym i stanie się terenem zamkniętym dla tubylców.
Podziękował gastarbeiterom za ich wkład w budowę nowej cywilizacji i przeprosił za nagłe zakończenie ich kontraktów.
Ogłosił też że od dziś obowiązuje oficjalnie ich plemienny język, a językiem polskim mogą się posługiwać tylko w kontaktach ze mną i już język polski nie będzie przekazywany z pokolenia na pokolenie, bo misja została wypełniona i wezwał do sprawnej przeprowadzki.
Tubylcy w całkowitej ciszy i powadze wysłuchali przemówienia i po zakończeniu zaczęli się rozchodzić.
Było jednak paru niezadowolonych z tak nagłej zmiany i ci próbowali oponować. W tej grupie najaktywniejszy był katabas -on chyba najwięcej miał do stracenia.
Rada Starszych szybko postawiła katabasa do pionu i przywołała do porządku - jak niepyszny spuścił nos na kwintę i spokorniał, ale widać było że go mocno zabolała utrata stanowiska duszpasterza - życie niesie tyle niespodzianek.
Próbował jeszcze po cichu zawiązać jakąś koalicję przeciw Radzie i nawet próbował mnie w to wciągnąć, ale nie znalazł sojuszników i ostatecznie odpuścił.
Jeszcze tego samego dnia na nowe miejsce wyruszyła grupa mająca wstępnie przygotować teren pod osadę.

Ja z niewielka grupą tubylców miałem zostać na miejscu do dnia w którym zostanę oficjalnie pożegnany i wrócę do cywilizacji białych ludzi.
Trwało to cztery dni - snułem się bez celu po całej osadzie i naprawdę było mi bardzo smutno i przykro.
Pozostający ze mną tubylcy słowem nie komentowali tej nagłej zmiany, zachowywali się tak jakby dawno wiedzieli że taki będzie finał i znali jego datę.
Piątego dnia przed południem nagle w osadzie zrobiło się tłoczno i gwarno. Na moje pożegnanie przybyli wszyscy tubylcy po swojemu odświętnie ustrojeni, grając na swoich prymitywnych piszczałkach.
Zaczęła się ceremonia pożegnania.
 Kolejni mówcy z Rady Starszych wychwalali moje poczynania i wyrażali podziw i uznanie. Zapewniali mnie o swojej wdzięczności i deklarowali przyjaźń po wsze czasy. Zapewniali mnie że mogę w dowolnym czasie znów ich odwiedzić, a nawet spędzić z nimi resztę życia.
Tymczasem muszę jednak wrócić do cywilizacji białych ludzi, aby przekazać im przesłanie od Rady Starszych, gdyż Rada jest w najwyższym stopniu zaniepokojona stanem cywilizacji białego człowieka.
Przy brzegu rzeki zacumowane były trzy reprezentacyjne łodzie którymi z grupą tubylców miałem odpłynąć do granic cywilizacji białych ludzi.
Zaskoczyła mnie grupa służb mundurowych w galowych mundurach z transparentem z napisem: Żegnaj Nasz Drogi El Comendante, oraz grupa uczniów i nauczycieli z transparentem: Żegnaj Nasz El Presidente.
Wzruszyłem się.
W krótkich słowach podziękowałem za gościnę, za uratowanie mi życia i wyraziłem nadzieję że moja praca nie pójdzie na marne i w swym codziennym życiu będą korzystali  z wiedzy i umiejętności których ich nauczyłem.
Czas odpływać i tu kolejne zaskoczenie - dzieci sypiące płatki kwiatów pod moje stopy i .... lektyka w której wnieśli mnie do łodzi.
Nie protestowałem, choć mogłem przejść piechtą te kilkanaście metrów.
Już w łodzi wręczono mi w ozdobnej szkatułce przesłanie Rady Starszych do białych ludzi i zapewniono że na granicy cywilizacji czeka na mnie hojne honorarium za pracę.
Przy owacjach tubylców odbiliśmy od brzegu i zaczęła się dla mnie powrotna podróż do cywilizacji białych ludzi.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku.

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg