niedziela, 26 lipca 2015

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.12)

Kombinuję co jeszcze w cywilizowanym świecie dzieli ludzi.
Wiadomo: Polityka, religia, kasa. Tutaj żadna z tych rzeczy nie ma zastosowania. Polityka - nie istnieje, religia akceptowana przez wszystkich, kasa - nie istnieje, dopiero muszę wprowadzić jakąś walutę, mam już przecież kilku ludzi na etatach i na koniec miesiąca należałoby wypłacić im pensję.
Zastanawiam się czy demokratycznie będzie wprowadzenie tych reform bez wyłonienia władz ustawodawczych.
Mam niewielki wybór - pobory wypłacić muszę, bo służby mogą mi się zbuntować i kto mnie obroni przed niezadowoleniem ludu.
Wydam kolejny dekret o ustanowieniu prawnych środków płatniczych - kasa jest ważniejsza niż demokracja, w końcu zobowiązałem się zbudować społeczeństwo na wzór cywilizacji białego człowieka.

Zastanawiam się jaką walutę ustanowić? Banknotów przecież nie wydrukuję, bić monet też nie mam z czego i nie mam czym.
Kolejny czysto techniczny problem do rozwiązania.
Tubylcy obojga płci noszą naszyjniki z jakichś dziwnych muszelek. Są bardzo przywiązani do tych ozdób i nawet czasem jak któryś jakoś specjalnie się wyróżni szaman/czarownik obdarowuje go paroma takimi muszelkami. To może być waluta - mam nadzieję przejściowa/tymczasowa zanim nie wymyślę jakiejś trwalszej waluty. Muszę pogadać o tym z szamanem.
Okazuje się że to jakaś unikalna i rzadka odmiana ślimaków "produkuje" te bardzo kolorowe muszelki i jest ich bardzo ograniczona ilość.
Ślimaki te występują tylko w jednym miejscu w okolicy i wstęp ma tam tylko szaman/czarownik.
Pozostali członkowie plemienia bezwzględnie przestrzegają tego zakazu wstępu na ten teren pod groźbą wykluczenia z plemienia.
Tak, to będzie dobra waluta, muszę dogadać się z szamanem.
Szaman trochę się boczy, robi jakieś uniki, mam wrażenie że próbuje podbijać stawkę.
Nie mam wyjścia - robię go skarbnikiem i prezesem banku centralnego. Potężna władza w jednym ręku, ale na razie nie mam innego rozwiązania.
Jeszcze przyjdzie czas że mu się odwdzięczę za te fochy.

Czas na budowanie demokracji parlamentarnej, a tu nie ma żadnej partii. Spędza mi to sen z powiek i nie mam żadnego pomysłu jak podzielić tubylców.
Olśnienie przyszło niespodziewanie podczas obserwacji zabawy dwóch chłopców. Najpierw zgodnie budowali nad rzeką jakieś kopce z piasku,potem zaczęli rzucać kamykami do wody i nagle z tej zgodnej zabawy zrobiła się awantura.
Pokłócili o to kto dalej rzuca, jeden drugiemu zarzucał że rzuca innymi kamykami niż wcześniej ustalili, a to że bierze większy rozbieg niż ustalili i ta dziecięca zabawa zakończona awanturą przypomniała mi jeszcze jedną rzecz która dzieli ludzi cywilizowanych, ba całe narody - to sport.

Zwołałem ogólne spotkanie i zakomunikowałem że w trosce o zdrowy tryb życia zorganizujemy zawody sportowe. Jako dyscyplinę sportu wybrałem piłkę nożną.
Piłka nożna dzieli ludzi na całym świecie i tu powinno być podobnie. Objaśniłem zasady gry, zorganizowałem 4 drużyny i rozpoczęliśmy serię meczów ligowych.
Piłkę zrobiliśmy z kilku nałożonych na siebie pęcherzy pławnych ryb, wytyczyłem granice boiska i zrobiliśmy losowanie drużyn do rozgrywek ligowych.
Drużyny wymyśliły sobie nazwy: Piranie; Jaguary; Aligatory i Papugi.
Pierwszy mecz pomiędzy drużyną Piranii i Jaguarów zakończył się dwucyfrowym remisem i nie wzbudził żadnych emocji, ani wśród zawodników, ani wśród kibiców.
Za tydzień zorganizowałem mecz rewanżowy - znów remis i znów bez emocji.
Wygląda na to że sport ich nie poróżni.
Konsekwentnie prowadzę dalsze rozgrywki. Kolejny mecz pomiędzy Aligatorami i Papugami trochę urozmaiciłem rzutami karnymi i doliczonym czasem gry. To wzbudziło emocje i nieporozumienia.
Mecz zakończył się zwycięstwem Aligatorów.
Jestem na dobrej drodze, rewanż zapowiada się ciekawie.
W trakcie rewanżowego meczu Aligatorów i Papug doszło do pierwszych przepychanek. Znów wygrana Aligatorów. Kibice Papug są wściekli. Papugi odpadają z rozgrywek.
Kolejny mecz Piranie kontra Aligatory  - mecz omal nie przerwany z powodu burd kibiców - wygrana Piranii. Finały zapowiadają się ciekawie.
Kolejne rozgrywki już z zaangażowaniem służb porządkowych i podziałem na sektory dla kibiców a i tak przed, w trakcie i po meczu naparzali się że aż miło.
Niechęci ze stadionu przeniosły się na życie codzienne. Dochodziło nawet do celowych "ustawek" zarówno kibiców jak i piłkarzy.
Cel osiągnięty - partie powstaną na bazie sympatii sportowych, społeczność skłócona, teraz tylko umiejętne sterowanie nastrojami społecznymi i demokracja wręcz wzorcowa.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg

niedziela, 12 lipca 2015

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.11)

Najwyższy czas na kolejną reformę. Likwidacja analfabetyzmu.
Mam świadomość że bez pokonania tego problemu cały ambitny plan cywilizowania tubylców spali na panewce.
Postanowiłem że najdalej za pół roku ze wszystkimi mieszkańcami wioski będzie można swobodnie rozmawiać - rzecz jasna po polsku - w końcu zobowiązałem się do wprowadzenia wszystkich elementów cywilizacji białego człowieka. Innych języków na razie nie będziemy nauczać. Przyjdzie czas na stworzenie szkolnictwa na wyższym poziomie to wówczas otworzy się wydziały filologi najważniejszych języków białego człowieka.
Ci którzy już jako tako znają język polski w mowie będą szkoleni z zasad pisowni i ortografii języka polskiego, by kiedyś w przyszłości jak już dołączą do współczesnej światowej cywilizacji nie musieli się wstydzić że sadzą błędy ortograficzne jak nie przymierzając polski prezydent. Żenada.
Tubylcy są chętni do nauki, ale problemem są najprostsze pomoce dydaktyczne - brak choćby tablicy, kredy, ołówków, papieru - oj będę musiał wysilić całą moją pomysłowość i naukową wyobraźnię by rozwiązać te problemy.

W wiosce jest czterech ludzi mówiących po polsku. Postanowiłem że to ich najpierw nauczę pisać i czytać, a później oni będą szkolić pozostałych w zakresie podstawowym posługiwania się mową Mickiewicza i Słowackiego. Przecież przede mną tyle innych ważnych zadań, że nie mogę sobie pozwolić na marnowanie czasu na nauczanie. No w trudnych sprawach oczywiście będę służył konsultacjami, ale podstawowy ciężar nauki tubylców spadnie na moich pierwszych absolwentów.
Dla tych czterech ludzi zorganizowałem salę lekcyjną na .... piaszczystej plaży nad rzeką.
Uczniowie/słuchacze siedzą na nadbrzeżnych drzewach i z góry obserwują to co ja piszę patykiem na piasku. Jak trzeba kogoś poprosić "do tablicy" to zeskakuje z drzewa (załatwia to jednocześnie lekcje wychowania fizycznego) i dość niezdarnie próbuje gryzmolić litery i słowa.
Wśród tej czwórki słuchaczy jest też katabas. On dodatkowo ma szkolenie religijne.
Pozostałym naukę religii odpuściłem - w końcu w najwyżej cywilizowanych krajach białego człowieka nie miesza się nauki w szkole z religią.

Na kolejną niedzielę katabas zwołał mieszkańców na katechezę. Liczył na to że ja poprowadzę naukę .... i się przeliczył. Jasno postawiłem sprawę: Nie ma mowy o mieszaniu wiary z oficjalną funkcją państwową ( a przecież ja taką funkcję pełnię), był już wstępnie przeszkolony z 10 przykazań, pacierza i trochę z różańca i powinien sobie sam radzić.
Wyszło mu kiepsko, ale co ważne - nikt przed końcem modlitw nie opuścił zgromadzenia i zauważyłem że przez resztę niedzieli tubylcy emocjonalnie dyskutowali tą uroczystość.
Katabas miał trochę żal do mnie że rzuciłem go na głęboką wodę i teraz łaził za mną i namolnie zadawał setki pytań religijnych. Oj nie będzie mi z nim łatwo - przejął się swoją rolą poważniej niż mogłem przypuszczać.
Tubylcy są nadzwyczaj uzdolnieni językowo, oraz nieprawdopodobnie pracowici i sumienni.
Po jakichś 3 tygodniach tych czterech ludzi już całkiem sprawnie potrafi czytać i pisać.
Po miesiącu samodzielnie prowadzą zajęcia dla pozostałych mieszkańców wioski. Wszyscy od najmłodszych do sędziwych starców pilnie biorą udział w zajęciach.
Przez ten szkolny obowiązek całkowicie zaniedbują dotychczasowe zajęcia życia codziennego - pojawiają się problemy z żywnością.
Trzeba temu jakoś zaradzić, przecież jak się intensywnie uczą to brak im czasu na polowanie i zdobywanie żywności.
Wnioskuję do starszyzny plemiennej, by inne wioski udzieliły nam pomocy żywnościowej - traktujemy to jako pożyczkę/obligacje żywnościowe, spłacimy jak już skończymy reformy.
Bez problemu dostajemy taką pomoc. Wprowadzam bony/kartki na podstawowe produkty by sprawiedliwie wystarczało dla wszystkich.

W pół roku plan zrealizowany w 100% - z każdym w wiosce swobodnie można rozmawiać po polsku, większość też potrafi czytać i pisać. Sukces nieprawdopodobny. Jestem pod wrażeniem nieprawdopodobnych zdolności językowych tubylców, oraz ich niezwykłej pracowitości i dyscypliny.
Wzbiera we mnie optymizm - to co wydawało się nieprawdopodobne staje się faktem.

Czas na organizowanie administracji publicznej i przygotowanie do pełnej demokracji.
Przyjmuję model demokracji parlamentarnej z silną władzą prezydenta.
Oczywiście nikt nie ma bladego pojęcia o demokratycznych wyborach, partiach politycznych,władzy ustawodawczej, sądowniczej, rządzie.
Chcąc nie chcąc - nie chcem, ale muszem zostać pierwszym prezydentem i premierem jednocześnie.
Na razie rządzę dekretami. Jak wyłonią się partie polityczne zorganizuję demokratyczne i wolne wybory i oddam władzę w ręce demokratycznie wybranych władz.
Pierwszym dekretem powołuję służby mundurowe - Policję i Gwardię Obywatelską. Na pozostałe służby przyjdzie czas później jak już rozwinie się demokracja i wolna gospodarka.
Policja ma zadania podobne jak w każdym cywilizowanym państwie. Gwardia Obywatelska to moje służby specjalne.
Zatrudniam więc pierwszych funkcjonariuszy państwowych - łącznie 10 ludzi - szef, zastępca szefa i po trzech funkcjonariuszy w każdej ze służb. Mam już łącznie 14 ludzi w budżetówce - 4 nauczycieli, w tym katabas i 10 funkcjonariuszy służb mundurowych. Wydaje się że to dobre proporcje, w końcu porządek jest ważniejszy niż edukacja.

Pojawia się kolejny problem - wyłonienie partii politycznych.
Generalnie wszyscy w każdej kwestii mają takie samo zdanie i nic szczególnego nikogo nie wyróżnia.
Jak w tej sytuacji stworzyć chociaż dwie partie polityczne?
Próbuję różnych sposobów żeby ich poróżnić. Bezskutecznie. Zmowa jakaś czy co?
Trzeba to jakoś rozbić, bo jak tu budować demokrację jeśli wszyscy ze wszystkimi się zgadzają w każdej sprawie. Trzeba chyba zrobić jakąś "wojnę na górze" to ich poróżni.
Daję szerokie uprawnienia i przywileje służbom mundurowym. Funkcjonariusze powoli obrastają w piórka i to zaczyna budzić niechęć pozostałych, ale taki podział nie ma nic wspólnego z prawdziwą demokracją.
Nikt w cywilizowanym świecie nie kocha przecież policji.
Tłumaczę, namawiam, bez skutku - wszyscy trzymają się razem i nie sposób stworzyć choćby dwóch partii.
Jak ich poróżnić? To spędza mi sen z powiek.
Trzeba znaleźć jakoś sposób - może podział religijny? Pytam katabasa jak z upowszechnianiem nowej wiary? Katabas zachwycony - wszyscy bardzo chętnie uczestniczą w obrzędach religijnych i przestrzegają zaleceń nowej wiary. Na tym polu ich nie podzielę.
Trzeba chyba jak najszybciej wprowadzić reformę walutową. Pieniądze na pewno ich poróżnią.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku.

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg