niedziela, 25 października 2015

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.16)

Mam pełną świadomość ze mój plan ratowania finansów nieuchronnie skończy się katastrofą. Trochę się tego obawiam, bo to społeczeństwo chyba jeszcze nie jest gotowe na taki wstrząs.
Pora na kolejna reformę - czas na wprowadzenie podatków.

Działa już dość prężnie kilka firm wytwarzających głównie broń: łuki, strzały, dmuchawki, dzidy, są firmy produkujące sieci rybackie i łodzie, nawet powstała firma deweloperska budująca szałasy na wynajem i do sprzedaży dla klientów indywidualnych.
Mam wgląd w ich obroty, zamówienia i zyski i myślę że już czas by tymi zyskami dzielili się z reszta społeczeństwa głownie z działów nieprodukcyjnych.
Przecież w nowoczesnym społeczeństwie urzędnicy to niezbędny element prawidłowego i zrównoważonego rozwoju i ktoś musi ich finansować za intelektualny wkład w rozwój społeczności.
Wprowadzenie podatków zażegna też (przynajmniej na jakiś czas) widmo katastrofy finansów publicznych.
Zamierzam wprowadzić proste przejrzyste podatki według stawki 3 x 15%.
15% - podatek od dochodu (PIT)
15% - podatek od firm (CIT)
15% - podatek od transakcji handlowych (VAT)
Na dalszą perspektywę odkładam podatek od nieruchomości (będzie to podatek od wartości nieruchomości - kataster), podatki od spadków i darowizn, oraz od zysków kapitałowych z prostej przyczyny: Zbyt mało jest jeszcze wartościowych nieruchomości i wprowadzenie podatku katastralnego mogłoby zniechęcać do budowy luksusowych szałasów, również spadki i darowizny to przyszłość - jak na razie niewielki majątek jest dziedziczony, a wprowadzenie podatku od zysków kapitałowych mogłoby skutkować wycofaniem depozytów i zawalenie piramidy finansowej którą stworzyłem dla ratowania budżetu.

Zaczynam akcję propagandową, by ludzie zrozumieli istotę i konieczność wprowadzenia podatków, oraz ich dobroczynny wpływ na ogólny rozwój i dobrobyt.
Komunikacja urzędowa ze społeczeństwem jest w powijakach. Co prawda wszyscy potrafią czytać i pisać (to niebywały sukces oświatowy), ale brak technicznych możliwości wydawania w wielu egzemplarzach poszczególnych ustaw, rozporządzeń, dekretów.
Zatrudniam paru skrybów którzy w trzech egzemplarzach piszą poszczególne dokumenty urzędowe.
Jeden egzemplarz wywieszany jest na centralnym placu w niedzielę o poranku i każdy po niedzielnej mszy może się zapoznać z najnowszymi zarządzeniami. Nieznajomość prawa nie usprawiedliwia niestosowania się do przepisów.
Drugi egzemplarz jest przechowywany jako dokument urzędowy i podstawa prawna w szałasie parlamentu.
Trzeci egzemplarz trafia od razu do archiwum - dla potomności i przyszłych historyków.

Katabas z własnej inicjatywy w każdą niedzielę przypomina i zachęca do zapoznania się z nowymi zarządzeniami i jest to cenny kanał informacyjny.
Tym razem katabas wyraźnie coś kombinuje, że niby takie ogłoszenia to nie jego rola, że z tymi podatkami to chyba coś nie tak i może są niepotrzebne. Oj, mam złe przeczucia, coś wisi w powietrzu.
Jako bądź, co bądź głowa państwa nie chodzę na niedzielne msze (neutralność światopoglądowa i rozdział kościoła od państwa) i nie interesuję się życiem religijnym tubylców.
Tym razem postanowiłem zrobić wyjątek - pójdę na niedzielną mszę.
Katabas gdy mnie wypatrzył wśród tłumu wiernych wyraźnie wpadł w lekki popłoch i widać było że jest dość mocno zdenerwowany.
Kazanie było monotematyczne - wciąż mówił o "Wielkiej tajemnicy naszej wiary" i kilkakrotnie przypominał wiernym że naruszenie tej tajemnicy to najcięższy grzech i ufa że nikt nie dopuści się tego grzechu.
Wszyscy wierni kiwali głowami ze zrozumieniem, tylko ja nic nie rozumiałem.
Sformułowanie:"Wielka tajemnica wiary" obce mi nie było - pamiętam z lat pacholęcych że było powtarzane w kościele, ale ani ja, ani nikt z wiernych tej tajemnicy nie znał i siłą rzeczy naruszyć jej nie mógł, a tu wygląda na to że katabas ją zna i na dodatek znają ją wszyscy wierni.
Mocno mnie to zaintrygowało i nawet zacząłem podejrzewać że katabas jakąś sektę tu stworzył, ale cały obrządek prowadził tak jak go sam w swoim czasie instruowałem.
Niczego nie podejrzewając po mszy udałem się wraz z tubylcami na plac centralny by sprawdzić czy ogłoszenie o podatkach zostało wywieszone i jak będzie przyjęte przez tubylców.
Ogłoszenie wisiało i kłębił się przed nim tłum zdenerwowanych ludzi - wszyscy chcieli osobiście zapoznać się z tekstem. Koniec końców oddelegowano jednego z nauczycieli by publicznie odczytał zgromadzonym pełny tekst nowego dekretu.
Wyznaczony nauczyciel/lektor donośnym głosem odczytał tekst i na placu na chwilę zapadła cisza.
Po chwili zaczęły padać pytania: To jak to jest? Przecież już płacimy katabasowi 10% podobno na utrzymanie państwa, a teraz jeszcze po 15% na urzędników? To granda i rozbój na gościńcu i to w biały dzień! Tumult narastał.
Dyskretnie zdążyłem się w porę ulotnić nim tłum zacznie rewolucję.
Stało się jasne dlaczego katabas nie chciał tego ogłosić i dlaczego tak mącił na kazaniu.
Katabas mnie ubiegł. Wykorzystując zasadę rozdzielności kościoła od państwa, nie informując nikogo wprowadził "dziesięcinę" i na dodatek powiązał to z wiarą.
Ta jego "wielka tajemnica wiary" zobowiązywał każdego do opłaty 10% od dochodu na rzecz kościoła - czyli katabasa i jego rodziny i do zachowania tajemnicy że taka opłata istnieje.
Byłem zdruzgotany. Nie doceniłem pomysłowości i przebiegłości katabasa.
Teraz będzie problem - katabas zdążył sobie zjednać tubylców i cieszy się ich zaufaniem, to do niego przychodzą ludzie z trudnymi sprawami prosząc o radę i wsparcie.
Na szczęście za mną stoi autorytet Rady Starszych - to w końcu oni dali mi pełnomocnictwa do wprowadzania reform i wszystkich regulacji i praw obowiązujących w cywilizacji białego człowieka i ja te reformy stopniowo wprowadzam.
Rada Starszych to dla wszystkich bez wyjątku najwyższy i nie kwestionowany autorytet i mogę być spokojny że mnie wybroni.
Ale katabas mi podpadł!!! Oj nie ujdzie mu to na sucho. Już ja mu pokażę jego miejsce w szeregu.
Zastanawiam się jak go przywołać do porządku?
Nic na niego nie mam, żadnych haków ani teczki - trudna sprawa.
Nagle sobie przypomniałem - mam na niego bat - przecież nie powiedziałem mu o celibacie.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg