niedziela, 12 lipca 2015

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.11)

Najwyższy czas na kolejną reformę. Likwidacja analfabetyzmu.
Mam świadomość że bez pokonania tego problemu cały ambitny plan cywilizowania tubylców spali na panewce.
Postanowiłem że najdalej za pół roku ze wszystkimi mieszkańcami wioski będzie można swobodnie rozmawiać - rzecz jasna po polsku - w końcu zobowiązałem się do wprowadzenia wszystkich elementów cywilizacji białego człowieka. Innych języków na razie nie będziemy nauczać. Przyjdzie czas na stworzenie szkolnictwa na wyższym poziomie to wówczas otworzy się wydziały filologi najważniejszych języków białego człowieka.
Ci którzy już jako tako znają język polski w mowie będą szkoleni z zasad pisowni i ortografii języka polskiego, by kiedyś w przyszłości jak już dołączą do współczesnej światowej cywilizacji nie musieli się wstydzić że sadzą błędy ortograficzne jak nie przymierzając polski prezydent. Żenada.
Tubylcy są chętni do nauki, ale problemem są najprostsze pomoce dydaktyczne - brak choćby tablicy, kredy, ołówków, papieru - oj będę musiał wysilić całą moją pomysłowość i naukową wyobraźnię by rozwiązać te problemy.

W wiosce jest czterech ludzi mówiących po polsku. Postanowiłem że to ich najpierw nauczę pisać i czytać, a później oni będą szkolić pozostałych w zakresie podstawowym posługiwania się mową Mickiewicza i Słowackiego. Przecież przede mną tyle innych ważnych zadań, że nie mogę sobie pozwolić na marnowanie czasu na nauczanie. No w trudnych sprawach oczywiście będę służył konsultacjami, ale podstawowy ciężar nauki tubylców spadnie na moich pierwszych absolwentów.
Dla tych czterech ludzi zorganizowałem salę lekcyjną na .... piaszczystej plaży nad rzeką.
Uczniowie/słuchacze siedzą na nadbrzeżnych drzewach i z góry obserwują to co ja piszę patykiem na piasku. Jak trzeba kogoś poprosić "do tablicy" to zeskakuje z drzewa (załatwia to jednocześnie lekcje wychowania fizycznego) i dość niezdarnie próbuje gryzmolić litery i słowa.
Wśród tej czwórki słuchaczy jest też katabas. On dodatkowo ma szkolenie religijne.
Pozostałym naukę religii odpuściłem - w końcu w najwyżej cywilizowanych krajach białego człowieka nie miesza się nauki w szkole z religią.

Na kolejną niedzielę katabas zwołał mieszkańców na katechezę. Liczył na to że ja poprowadzę naukę .... i się przeliczył. Jasno postawiłem sprawę: Nie ma mowy o mieszaniu wiary z oficjalną funkcją państwową ( a przecież ja taką funkcję pełnię), był już wstępnie przeszkolony z 10 przykazań, pacierza i trochę z różańca i powinien sobie sam radzić.
Wyszło mu kiepsko, ale co ważne - nikt przed końcem modlitw nie opuścił zgromadzenia i zauważyłem że przez resztę niedzieli tubylcy emocjonalnie dyskutowali tą uroczystość.
Katabas miał trochę żal do mnie że rzuciłem go na głęboką wodę i teraz łaził za mną i namolnie zadawał setki pytań religijnych. Oj nie będzie mi z nim łatwo - przejął się swoją rolą poważniej niż mogłem przypuszczać.
Tubylcy są nadzwyczaj uzdolnieni językowo, oraz nieprawdopodobnie pracowici i sumienni.
Po jakichś 3 tygodniach tych czterech ludzi już całkiem sprawnie potrafi czytać i pisać.
Po miesiącu samodzielnie prowadzą zajęcia dla pozostałych mieszkańców wioski. Wszyscy od najmłodszych do sędziwych starców pilnie biorą udział w zajęciach.
Przez ten szkolny obowiązek całkowicie zaniedbują dotychczasowe zajęcia życia codziennego - pojawiają się problemy z żywnością.
Trzeba temu jakoś zaradzić, przecież jak się intensywnie uczą to brak im czasu na polowanie i zdobywanie żywności.
Wnioskuję do starszyzny plemiennej, by inne wioski udzieliły nam pomocy żywnościowej - traktujemy to jako pożyczkę/obligacje żywnościowe, spłacimy jak już skończymy reformy.
Bez problemu dostajemy taką pomoc. Wprowadzam bony/kartki na podstawowe produkty by sprawiedliwie wystarczało dla wszystkich.

W pół roku plan zrealizowany w 100% - z każdym w wiosce swobodnie można rozmawiać po polsku, większość też potrafi czytać i pisać. Sukces nieprawdopodobny. Jestem pod wrażeniem nieprawdopodobnych zdolności językowych tubylców, oraz ich niezwykłej pracowitości i dyscypliny.
Wzbiera we mnie optymizm - to co wydawało się nieprawdopodobne staje się faktem.

Czas na organizowanie administracji publicznej i przygotowanie do pełnej demokracji.
Przyjmuję model demokracji parlamentarnej z silną władzą prezydenta.
Oczywiście nikt nie ma bladego pojęcia o demokratycznych wyborach, partiach politycznych,władzy ustawodawczej, sądowniczej, rządzie.
Chcąc nie chcąc - nie chcem, ale muszem zostać pierwszym prezydentem i premierem jednocześnie.
Na razie rządzę dekretami. Jak wyłonią się partie polityczne zorganizuję demokratyczne i wolne wybory i oddam władzę w ręce demokratycznie wybranych władz.
Pierwszym dekretem powołuję służby mundurowe - Policję i Gwardię Obywatelską. Na pozostałe służby przyjdzie czas później jak już rozwinie się demokracja i wolna gospodarka.
Policja ma zadania podobne jak w każdym cywilizowanym państwie. Gwardia Obywatelska to moje służby specjalne.
Zatrudniam więc pierwszych funkcjonariuszy państwowych - łącznie 10 ludzi - szef, zastępca szefa i po trzech funkcjonariuszy w każdej ze służb. Mam już łącznie 14 ludzi w budżetówce - 4 nauczycieli, w tym katabas i 10 funkcjonariuszy służb mundurowych. Wydaje się że to dobre proporcje, w końcu porządek jest ważniejszy niż edukacja.

Pojawia się kolejny problem - wyłonienie partii politycznych.
Generalnie wszyscy w każdej kwestii mają takie samo zdanie i nic szczególnego nikogo nie wyróżnia.
Jak w tej sytuacji stworzyć chociaż dwie partie polityczne?
Próbuję różnych sposobów żeby ich poróżnić. Bezskutecznie. Zmowa jakaś czy co?
Trzeba to jakoś rozbić, bo jak tu budować demokrację jeśli wszyscy ze wszystkimi się zgadzają w każdej sprawie. Trzeba chyba zrobić jakąś "wojnę na górze" to ich poróżni.
Daję szerokie uprawnienia i przywileje służbom mundurowym. Funkcjonariusze powoli obrastają w piórka i to zaczyna budzić niechęć pozostałych, ale taki podział nie ma nic wspólnego z prawdziwą demokracją.
Nikt w cywilizowanym świecie nie kocha przecież policji.
Tłumaczę, namawiam, bez skutku - wszyscy trzymają się razem i nie sposób stworzyć choćby dwóch partii.
Jak ich poróżnić? To spędza mi sen z powiek.
Trzeba znaleźć jakoś sposób - może podział religijny? Pytam katabasa jak z upowszechnianiem nowej wiary? Katabas zachwycony - wszyscy bardzo chętnie uczestniczą w obrzędach religijnych i przestrzegają zaleceń nowej wiary. Na tym polu ich nie podzielę.
Trzeba chyba jak najszybciej wprowadzić reformę walutową. Pieniądze na pewno ich poróżnią.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku.

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz