sobota, 23 stycznia 2016

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.19)

Marazm i apatia są wszechogarniające. Niby wszyscy pracują, ale tak jakoś bez przekonania, bez wiary w to co robią i w przyszłość - tak na odwal się, na pół gwizdka.
Próbuję różnych sposobów by ich jakoś zmobilizować, poderwać do działania, ale bez wyraźnego skutku.
Początkowo jeszcze ich rajcowały barwne koraliki, ale teraz już i to nie działa, gdzieś zgasł ten zapał który był na początku reform i nie wiem co zrobić by ten zapał ponownie w nich obudzić.
Aby pobudzić słabnącą gospodarkę i mam nadzieję wykrzesać z tubylców choćby trochę wiary w przyszłość postanawiam upowszechnić sport.  Wyprawa do wraku samolotu wykazała że tubylcy całkiem skapcanieli i jak nic nie zrobię to niedługo będę miał rzesze inwalidów w wiosce, a za służbę zdrowia jeszcze się nie zabrałem.
Stawiam na piłkę kopaną - to jeszcze wzbudza zainteresowanie i emocje. Wybudujemy stadion - to pobudzi gospodarkę, da nowe miejsca pracy i być może zmobilizuje ludzi do wysiłku.
Próbuję też wskazywać na pozytywne przykłady w innych krajach. Opowiadam im o niesamowitych osiągnięciach Japonii, jaka to wspaniała gospodarka, szybka kolej, piękne samochody, wspaniałe autostrady, doskonała elektronika - opowiadam tak cały dzień o tych cudach które też mogą być udziałem tubylców, ale muszą się ogarnąć, wziąć w garść i solidnie zabrać się do pracy i to wszyscy bez wyjątku.
Słuchają z rozdziawionymi gębami, nikt nie zadaje pytań, nie wiem czy cokolwiek z tego kapują, czy zupełnie nic.
Powtarzam ten wykład Radzie Starszych - może ta wizja ich zachwyci i potrafią swój lud zmobilizować.
Reakcja podobna - słuchają i chyba nic nie pojmują. Na koniec pada tradycyjne pytanie: Czy Japonia to jest cywilizacja białego człowieka?
Rozwalili mnie tym pytaniem - mówię że Japonia to nie jest cywilizacja białych ludzi i tu się całkiem pogrążyłem. Oni są zainteresowani wyłącznie wszystkim co dotyczy cywilizacji białego człowieka, bo proroctwo, przepowiednia itp. Ręce opadają. Nie, o Irlandii im opowiadał nie będę!!!
Nie mam wyjścia, muszę się uciec do manipulacji i socjotechnicznych sztuczek - w końcu to też nieodłączne elementy cywilizacji białego człowieka. Chcecie to macie.

Wśród tubylców zauważyłem kilku zwykłych karierowiczów i cwaniaków. Zawsze starają się spaść na cztery łapy i zawsze są tam gdzie węszą dla siebie jakiś interes.
Poprosiłem każdego z osobna na rozmowę w cztery oczy, zastrzegając absolutną tajemnicę rozmowy.
Zaproponowałem im intratne posady, lub konkretne wynagrodzenie za poparcie moich apeli o ofiarną i wydajną pracę. Miało to wyglądać tak że zwołam ogólny wiec, zaapeluję o mocne ogólne poparcie, a oni rozmieszczeni w różnych miejscach w tłumie niby spontanicznie głośnymi okrzykami wyrażą poparcie dla moich reform i zmobilizują tłum do działania.
Tak jak się spodziewałem wszyscy ochoczo przystali na taki układ i nawet się jakoś specjalnie nie targowali o przywileje czy wynagrodzenie.
Zwołuję na niedzielę ogólny wiec.
Cały centralny plac zatłoczony. Przemawiam w patetycznym i podniosłym tonie, że sytuacja jest szczególna, wymaga ofiar i poświęceń, że to historyczna chwila i nadzwyczajna szansa dla nich i przyszłych pokoleń, że jak wiadomo nie robię tego dla siebie, lecz dla nich, spodziewam się zaangażowania, zrozumienia trudnej sytuacji i pomocy ze strony każdego tubylca, bo ja sam wszystkiemu nie podołam.
Nastrój jest pełen powagi i skupienia, apeluję o zaangażowanie i zrozumienie. Rzucam hasło: Nie stój, nie czekaj, pomóż. Przemówienie kończę pytaniem: No to jak? Pomożecie?
Z różnych części placu dobiegają donośne głosy: POMOŻEMY!!!
Po chwili entuzjazm udziela się wszystkim - wszyscy głośno skandują: POMOŻEMY!!!
Miał rację pra, pra ... dziadek. To ludzie słowni, honorowi i charakterni, od poniedziałku wstąpił w nich nowy duch, no po prostu robota im się pali w rękach.
Nawet jakieś współzawodnictwo w pracy wymyślili z hasłem: Kto wyrobi więcej ode mnie?
Oby tylko nie był to słomiany zapał i tej werwy starczyło na dłużej.

Przystępuję do kolejnych reform.
Tym razem będą to reformy techniczne. Trzeba w końcu wprowadzić jednolity system miar, bo dalej się nie da efektywnie prowadzić gospodarki oceniając wszystko "na oko".
We wraku samolotu znalazłem kilka butelek plastikowych o pojemności jednego litra, w których mieliśmy wodę do picia. Taka butelka to doskonały wzorzec pojemności, oraz wagi - napełniona wodą butelka to wzorzec jednego kilograma, podobnie jak metrowej długości żyłka na której mieliśmy ponawlekane barwne koraliki. Po jednym z takich eksponatów zdeponowałem w powstałym na tą okoliczność Instytucie Miar i Wag (znów kolejne urzędnicze etaty), jako wzorce służące do porównania wytwarzanych do powszechnego użytku jednostek miar.

Ten wiec to był jednak strzał w sedno tarczy. W tubylców wstąpiła nowa wiara i energia. Budowę stadionu ukończyli na miesiąc przed planowanym terminem. Należą im się pochwały i nagrody.
Jako że urzędników wciąż mi przybywa i stałe wydatki wciąż rosną, ograniczam się do publicznych pochwał
i wpadam na wspaniały pomysł: Zasłużonych i najbardziej pracowitych będę nagradzał ... medalami.
Ustalam kilka odznaczeń o różnych rangach i na różne okoliczności i opracowuję oficjalny urzędowy tryb nadawania odznaczeń i wręczania medali. Medale klepię z blachy aluminiowej z poszycia samolotu.
Znów jakiś sceptyk z Rady Starszych zapytał: Czy tak jest w cywilizacji białego człowieka i jaki jest pożytek z takiego medalu?
 Odpowiadam: Tak jest w cywilizacji białych ludzi - jak ktoś haruje jak wół, ponad siły, lub nadstawia karku za nie swoją sprawę to władza to docenia - medalem właśnie.
A pożytku z medalu jako takiego nie ma żadnego, bo to zaszczyt, sława, prestiż, honor i chwała.
Podobnie będzie na tym stadionie - za osiągnięcia sportowe też będą medale.
Jak zwykle medale zostają bez oporów zaakceptowane i nawet już są pierwsi kandydaci do odznaczeń.

Po ostatnich urzędniczych nominacjach (Instytut Miar i Wag) już wszyscy dorośli mieszkańcy wioski są "na urzędach". Prace pomocnicze i wszystkie fizyczne wykonują sprowadzeni z sąsiednich wiosek gastarbeiterzy, nie mają oni (jak na razie) wygórowanych żądań płacowych i socjalnych i z punktu widzenia gospodarki i finansów jest to doskonałe rozwiązanie.
Trochę mnie niepokoi wciąż rosnące zadłużenie wobec pozostałych wiosek plemienia, zwłaszcza gwałtownie rośnie dług żywnościowy, ale co tam - niech się martwią ci co nam pożyczają.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz