niedziela, 14 lutego 2016

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.20)

Pracuję nad uruchomieniem "elektrowni". Czas zaznajomić tubylców ze zdobyczami techniki białego człowieka.
Niewielkim nakładem pracy udało się część prądu rzeki skierować w dawne koryto i spiętrzyć wodę.
Siła spiętrzonej wody poprzez przemyślne przekładnie napędza alternator wymontowany z samolotu Pabla.
Moc tego alternatora oceniam co najwyżej na 2 kW, napięcie ok. 24 V.
Przeprowadzam próby "elektrowni" i muszę przyznać że moja naukowa wiedza i techniczne umiejętności wprawiły w zachwyt i podziw tubylców.
Podłączam żarówki i żarówki jarzą się jasnym światłem.
Tubylcy oniemieli - cud - światło z rzeki, wkrótce wszyscy mieszkańcy, dorośli, dzieci, gastarbeiterzy, Rada Starszych, wszyscy podziwiają moje dzieło.
Zapada zmierzch, podłączam kolejne żarówki, oraz jeden z reflektorów samolotu. Szok totalny, co niektórzy przesądniejsi tubylcy pierzchają na oślep do dżungli w wielkim strachu.
Nie chcę doprowadzić do jakichś niekontrolowanych zachowań i paniki i odłączam żarówki, zapada ciemność i tubylcy powoli rozchodzą się do swoich szałasów.
Tej nocy chyba nikt z tubylców nie zmrużył oka, wszyscy byli do głębi wstrząśnięci i poruszeni niezwykłym pokazem techniki białego człowieka.
Nie ma wyjścia, muszę zorganizować szkolnictwo na szczeblu zawodowym i zorganizować naukę przedmiotów ścisłych z naciskiem na fizykę i matematykę.
Trochę się tego boję, bo i ja sam jakimś tam orłem z tych przedmiotów w szkole nie byłem, a i czasu trochę mi szkoda bo tu tyle jest jeszcze do zrobienia że sam nie wiem co pilniejsze.
I znów "nie chcem, ale muszem" - no bo kto tu ma jakieś choćby mgliste pojęcie o matematyce, czy fizyce?
Konieczne też będzie zorganizowanie jakiejś powszechnej prelekcji na tematy techniczne z naciskiem na elektrotechnikę, bo tubylcy wciąż panicznie się boją świecącej żarówki.

Dochodzą mnie słuchy że szaman/czarownik pospołu  z katabasem rozpuszczają plotki że taka świecąca żarówka może być źródłem chorób, a może nawet doprowadzić do pomieszania zmysłów i opętania.
By rozwiać te irracjonalne obawy doprowadzam na stałe prąd do swojego szałasu.
Wieczorem w moim szałasie jest jasno, oświetlam też wejście przed szałasem.
Zainteresowanie tubylców tym wynalazkiem nie maleje, strach przed nim również. W kolejnych dniach robię kolejny pokaz: Podłączam różnokolorowe diody LED. Totalny szał, każdy podchodzi, próbuje dotknąć, ogląda z różnych stron, wszyscy są zachwyceni i zdziwieni że dioda świeci, ale nie jest gorąca tak jak żarówka. Powoli oswajają się z tym nocnym oświetleniem.
Szaman/czarownik i katabas nie ustają w intrygach. Mam z nimi na pieńku, bo szaman nie może się pogodzić z utratą intratnego i prestiżowego stanowiska prezesa banku centralnego i głównego skarbnika w związku ze zmianą waluty, a katabas chyba nigdy mi nie wybaczy że został zmuszony do celibatu.
Nie moja wina. Powódź wymusiła zmianę waluty, a katabas za bardzo się panoszył i trzeba było mu pokazać jego miejsce w szeregu - to przecież powszechne praktyki w cywilizacji białego człowieka.

Ogłaszam nabór na ogólno-techniczne szkolenie zawodowe. Na przewidywane 5 miejsc zgłasza się ponad 50 chętnych kandydatów, młodzi, starsi, dotychczasowi urzędnicy, nauczyciele, bezrobotni, wszyscy chcą poznać tajniki wiedzy białego człowieka.
Kogo wybrać? Jakie zastosować kryteria przy wyborze kandydatów? Egzaminy nie wchodzą w grę, przecież tu nikt nic nie kapuje z techniki białych ludzi. Zasięgam rady u starszyzny, niech oni zdecydują.
Po 2 dniach mam 5 kandydatów rekomendowanych przez Radę Starszych.
Zrobili to sprawiedliwie i demokratycznie - wylosowali kandydatów. Szanuję ich wybór.
Przystępuję do szkolenia. Orka na ugorze. Nic nie pojmują z tego co do nich mówię. Po tygodniu odpuszczam teorię - bez pracowni, laboratorium i przyrządów niczego nie zrozumieją. Przechodzimy do praktycznej nauki zawodu.
Po tygodniu intensywnego szkolenia praktycznego mam jako tako rozgarniętych 5 fachowców: 2 elektryków, 2 hydraulików i jednego mechanika. Na tym na razie zakończę szkolenie, bo chyba i tak nie bardzo będą mieli co robić.
W ramach "prac dyplomowych" zlecam świeżo upieczonym fachowcom zadania do wykonania: Elektrycy zrobią mi iluminację wejścia do szałasu z diod LED, hydraulicy doprowadzą wodę bieżącą do mojego szałasu, a mechanik zamontuje mi sprężynowy mechanizm zamykania drzwi w szałasie.
Jeśli zrobią to poprawnie i będzie działać bez awarii co najmniej tydzień, wówczas wypiszę im dyplomy i certyfikaty zawodowe.
Udało się. Ponad tydzień chłopaki się męczyli z robotą, ale zrobili samodzielnie i działa! Wszyscy brali udział w tych pracach - może to i dobrze bo będą mieli szersze pojęcie, a nie tylko wąską specjalizację.
Najbardziej cieszy mnie bieżąca woda. Całą instalację zrobili ze zdrewniałych pędów jakiejś rośliny podobnej do trzciny, która wewnątrz jest pusta. Połączyli "na wcisk" te pędy/rurki i ułożyli prawie 50 metrów takiej instalacji od zbiornika przy elektrowni do mojego szałasu.
Teraz mam całkiem przyzwoity szałas - oświetlenie elektryczne, bieżąca woda, jak na warunki w dżungli - luksus. Udostępniam tubylcom do zwiedzania - ciekawe czy im się spodoba taka nowoczesność.
Przez kilka dni do mojego szałasu ustawiały się kolejki zwiedzających, było to dość uciążliwe, bo od rana do nocy ktoś chciał obejrzeć moje wygody. Kręcili głowami na znak aprobaty i podziwu, cmokali i głośno komentowali te moje luksusy.
Tak jak się spodziewałem, nagle wszyscy zapragnęli mieć tak jak w moim szałasie i to natychmiast.
Wyszkoleni przeze mnie hydraulicy natychmiast założyli spółkę wodociągową i zleceń mają na rok z góry, zapowiedzieli przyjęcie uczniów "do terminu" i kilku pracowników. Kolejni znajdują zatrudnienie jako "producenci" rur wodociągowych, mechanik zajmuje się dopasowywaniem rur, by nie było wycieków.
Powstaje problem - brak rąk do pracy i to nie tylko tej fizycznej przy budowie wodociągu, ale też do prac inżynierskich przy projektowaniu i wytyczaniu tras wodociągu, ustalaniu norm i przepisów sanitarnych oraz eksploatacyjnych.
Trwa nieustanny napływ gastarbeiterów nie tylko z sąsiednich wiosek, ale nawet z innych plemion.
Trwa też intensywne szkolenie średniej i wyższej kadry technicznej.
Aspiracje tubylców nakręcają koniunkturę w gospodarce z korzyścią dla wszystkich, a zwłaszcza dla sektora bankowego.
Bank chętnie udziela kredytów na budowę wodociągu zarówno spółce wodociągowej jak i indywidualnym klientom na pokrycie kosztów związanych z podłączeniem wodociągu.
Właściciele spółki wodociągowej podkręcają gorączkę sprytnym hasłem reklamowym: Zafunduj sobie odrobinę luksusu - jesteś tego wart. Bank również zachęca: Pieniądze są dla ludzi - głosi hasło reklamowe banku.
Hossa, szał inwestycyjny, boom gospodarczy - co prawda wszystko na kredyt, dokładnie tak jak w cywilizacji białego człowieka i nawet nie musiałem im tego podpowiadać - sami na to wpadli.
Mam ochotę nieco przyhamować tą przegrzaną gospodarkę, bo to się może źle skończyć, a może jednak pozostawić to niewidzialnej ręce wolnego rynku?
Przecież tu tyle jest do nadrobienia - sam już nie wiem. Mam jednak braki w dziedzinie finansów i zarządzaniem gospodarką.
Ostatecznie decyduję o nie ingerowaniu w wolny rynek - przynajmniej na tym etapie rozwoju.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku.

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg

2 komentarze:

  1. panie domtorze jest pan genialny, uwielbiam pańskie poczucie humoru, dlaczego pan się nie odzywa ?! Prosze coś napisać bo zaczynam sie zwyczjnie o pana bać. Stał mi się pan kims bliskim,niemal członkiem rodziny, proszę odezwać się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Czytelniku
      Mówisz i masz. Dziękuję za troskę. Mam się doskonale. W sezonie jesiennym zamierzam w miarę regularnie publikować kolejne teksty. Tymczasem na Pańskie życzenie kolejny odcinek.

      Usuń