niedziela, 12 lutego 2017

Jak cywilizowałem Amazonię (cz. 28)

Nie mam wątpliwości - gospodarka jest przegrzana. Szybko muszę ją schłodzić bo to się źle skończy, albo tubylcy zagrożą światowej gospodarce białego człowieka i podobnie jak Chińczycy mający od chyba 40 lat nieprzerwany wzrost gospodarczy na poziomie o którym biały człowiek nawet nie marzy, zdominują światową gospodarkę.
Ja mam wyraźnie określone zadanie: Wprowadzić wszystkie zasady i regulacje obowiązujące w cywilizacji białych ludzi.
Jako że sprawy ekonomii i finansów to nie jest moja najmocniejsza strona muszę wzorować się na rozwiązaniach które znam z własnego kraju.
Jak już gospodarka zaczynała się rozkręcać guru ekonomii ją schłodził, a nawet prawie zamroził podatkami, stopami procentowymi i regulacjami. Idąc za tym przykładem podnoszę podatki, podwyższam koszty kredytów i wprowadzam szereg nowych regulacji "usprawniających" gospodarkę. Koniec "Róbta co chceta".
 W dalszym ciągu każdy może założyć firmę w dowolnej branży, ale musi uzyskać zgodę odpowiedniego urzędu, otrzymać licencję na prowadzenie działalności, pozwolenie na budowę, wnosić opłaty za korzystanie ze środowiska, oraz wykorzystanie zasobów naturalnych, uzyskać koncesję, płacić opłaty recyklingowe, na wyroby uzyskać atest, homologację, certyfikat jakości i przestrzegać kwot ilościowych dla danej produkcji, lub kwot połowowych w przypadku rybołówstwa.
Konsumenci towarów i usług zapłacą jeszcze akcyzę i VAT.
W tydzień opanowałem sytuację. Nagle nic się nikomu nie opłaca, nikt nie chce niczego kupować, firmy dotychczas nie mogące się opędzić od zamówień zwalniają ludzi, nie wszyscy którzy jeszcze mają pracę dostają na czas wypłaty. Gospodarka się wali. Gwałtownie rośnie bezrobocie, brakuje kasy na zasiłki, starszych pracowników wysyłam na wcześniejsze emerytury, by zwolnić miejsca dla młodych.
Chyba znów przegiąłem z tym schładzaniem.

Całe szczęście że mamy spore zapasy złota i to nas ratuje przed finansową zapaścią. Sprzedaję więc za bezcen na czarnym rynku spore ilości złota i kupuję to co niezbędne do życia.
Tak więc w krótkim czasie przebimbałem plemienny majątek i przyszłe emerytury tubylców.
Całe szczęście że tubylcy jeszcze o tym nie wiedzą.
Problem braku rąk do pracy definitywnie opanowałem, a że przy okazji rozwaliłem gospodarkę - no cóż zawsze są jakieś skutki uboczne reform.
Kobiety do pracy na razie nie pójdą bo i dla mężczyzn pracy brak. Mimo wszystko równouprawnienie jakoś wprowadzić muszę. Narasta frustracja i niechęć do gastarbeiterów bo zabierają pracę tubylcom, no jeszcze mi brak zamieszek na tle etnicznym.
Natychmiast muszę pobudzić gospodarkę, tylko jak? Jak zwykle brak kasy. Tubylcy przeczuwając kłopoty ograniczają wydatki, wycofują kasę z banków i chowają ją do skarpet, zanika handel i wpływy do budżetu, słowem krach gospodarczy.
Jak wyciągnąć kasę od tubylców? Głowię się nad tym od paru dni i nagle mnie oświeciło. Trzeba stworzyć tubylcom złudną nadzieję że kasę można mieć prawie za darmo, tylko trzeba mieć trochę szczęścia.
Organizuję toto-lotka. Proste przejrzyste zasady. Skreślasz 6 liczb z 49 i następnie przypadkowe dziecko losuje 6 liczb. Jeśli prawidłowo skreśliłeś przynajmniej 3 liczby już wygrywasz - niewiele, równowartość zakładu, ale jak trafnie skreśliłeś 6 liczb to jesteś bogaczem, od ręki, w jeden dzień.
Z ogólnej puli wpływów przeznaczam 40% na wygrane, reszta zasila pustą kasę plemienia.
Zainteresowanie przerosło oczekiwania. Tubylcy ochoczo sięgają do skarpet i obstawiają zakłady.
Mija czas nikt nie wygrał jakiejś znaczącej kwoty więc Rada Starszych pyta czy w cywilizacji białych ludzi stosowane są  takie praktyki i czy czasem to nie jest wielkie oszustwo?
Potwierdzam że w cywilizacji białych ludzi hazard to dość powszechna praktyka i budżet zyskuje na tym niemałe kwoty, dodaję że trafiają się też szczęśliwcy którym jakimś dziwnym trafem/zrządzeniem losu dopisuje szczęście i dość regularnie wygrywają spore kwoty co pomaga im utrzymać nawet liczne rodziny.
Przykładem jest pewien elektryk w moim kraju, który do perfekcji opanował swój "system" i  regularnie wygrywał kasę.
Po jakimś czasie tubylcy odwracają się od hazardu - wszyscy bez wyjątku byli na minusie - to oszustwo orzekli zgodnie i zbojkotowali totka. Szkoda już tak dobrze się zapowiadało i były regularne wpływy, a tu nagle taki zonk. Chyba powinienem był wprowadzić kumulacje wygranych.
Drugi raz chyba nie da się ich nabrać na łatwą kasę.

Źródełko dla budżetu znów wyschło. Mam kolejny genialny pomysł. Wyemituję obligacje i uruchomię program robót publicznych.
Obligacje wysoko oprocentuję więc tubylcy powinni je kupić z nadzieją na pewny zysk.
W firmie poligraficznej białych ludzi zamawiam druk obligacji. Znów powtarzam opowiastkę że to taka zabawa w mojej korpo dla pobudzenia wyścigu szczurów.
Tak jak się spodziewałem tubylcy chętnie sięgnęli do skarpet - cała seria obligacji 2 i 3 letnich poszła jak ciepłe chrupiące bułeczki.
Mam czym płacić, tubylcy złoto zamienili na makulaturę z nadzieją na znaczny zysk. Mam już pomysł jak z tego wybrnę gdy przyjdzie czas wykupu obligacji - część (albo całość - to się zobaczy) przeniosę do Funduszu Emerytalnego jako indywidualny wkład na poczet przyszłej emerytury.
Jeśli nadal będzie pustka w budżecie uruchomię Giełdę Papierów Wartościowych i wyemituje akcje, dołożę do tego jakieś opcje walutowe i pochodne na rynku Forex i to będzie prawdziwy majstersztyk inżynierii finansowej - zupełnie jak w cywilizacji białego człowieka.
Po paru miesiącach recesji i stagnacji gospodarka wreszcie ruszyła, a plemię wzbogaciło się o nowe drogi, kilka budynków (nie szałasów) urzędowych i nowe luksusowe łodzie dla notabli rządowych.
Katabas się miota że należałoby jakąś okazalszą kruchtę wybudować, ale postanawiam nie angażować w to plemiennych pieniędzy, w końcu obowiązuje rozdział religii od polityki plemiennej.
Niech buduje ze składek swoich wiernych - tak mu powiedziałem. Ja mogę mu przydzielić za darmo plac na budowę, to i tak znacząca pomoc od władzy.
Katabas łatwo nie odpuszcza - szczuje na moje reformy swoich wiernych, a nawet zdobył pewne wpływy w Radzie Starszych. Nie mam wyjścia muszę się jakoś z nim dogadać, bo gotów ciskać kłody pod ledwo rozpędzające się koła gospodarki. Idę na ugodę - obiecuję katabasowi niewielkie wsparcie. To tylko rozzuchwala katabasa - domaga się stałych dotacji i to ustawowo zagwarantowanych.
Katabas tak przekabacił swoich wiernych i część Rady Starszych że skończyło się podpisaniem konkordatu.
No szału można dostać!!! Pal ich diabli w końcu takie układy nie są rzadkością nawet w cywilizacji białych ludzi, liczę w zamian na głosy w zbliżających się wyborach.
Mam tego już serdecznie dosyć. W najkoszmarniejszych snach nie przewidywałem że polityka to takie stresujące, trudne i niewdzięczne zajęcie.
Zastanawiam się czemu do tej podłej i niewdzięcznej roboty tak się pchają całe rzesze białych ludzi?
Przecież to niekończący się koszmar, udręka i stress.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku.

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz