poniedziałek, 29 lutego 2016

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.21)

Inwestycyjny boom wodociągowy trwał ponad rok. W tym czasie zostało zbudowane nowe ujecie wody, magistrala wodociągowa w całej wiosce i przyłączony do wodociągu każdy szałas.
I nagle ... hossa się skończyła. Nie ma pracy dla sporej grupy ludzi, firma wodociągowa znacznie zmniejszyła zatrudnienie, przybyło bezrobotnych.
Bankowi grozi bankructwo, bo nie wszyscy są w stanie spłacać zaciągnięte na wodociąg kredyty.
Nie było wyjścia - dokapitalizowałem bank pustym pieniądzem i kombinuję jak tu ponownie rozkręcić koniunkturę. Pojęcia nie mam jak wyjść z kolejnego kryzysu, boję się że tubylcy znów popadną w marazm i apatię tak jak po powodzi, a drugi raz hasło "Pomożecie?" może nie zadziałać.
Przedsiębiorca wodociągowy też ma problemy, sporo kasy zainwestował w ... sport, bo jest fanem piłki kopanej. Porozwieszał reklamy swojej firmy na stadionie i suto opłacał zawodników i trenerów, a wszyscy domagają się hojnych gaży tak jak uzgodniono w ich kontraktach.

Mam nowy pomysł na rozkręcenie gospodarki. Za darmo ( na razie) proponuję tytułem próby doprowadzić oświetlenie elektryczne do szałasów najbardziej wpływowych tubylców. Liczę na to że może to się spodobać i pozostali też zapragną luksusu elektryfikacji i to rozrusza słabnącą gospodarkę.
Nie myliłem się. Po niespełna miesiącu musiałem sporządzić kolejkową listę do testowania tego wynalazku.
Każdy miał prawo 3 dni testować oświetlenie elektryczne w swoim szałasie. Za darmo.
Po paru tygodniach już wszyscy byli zgodni: Wszyscy chcą mieć oświetlenie elektryczne w swoim szałasie.
Pojawił się nowy problem: Techniczne ograniczenia.
Alternator ma określoną moc i nie da się z niego nic więcej wydusić, żarówek mam niewielką ilość i będzie ich coraz mniej, bo będą się przepalać, diody LED dają za mało światła, by skutecznie oświetlić szałas i najważniejsze - brakuje przewodów by zasilić wszystkie szałasy.
Nie ma wyjścia - trzeba nawiązać kontakt z cywilizacją białego człowieka. Tylko w cywilizacji białych ludzi będzie można zakupić jakąś turbinę do elektrowni wodnej, kable i inny osprzęt.
Przedstawiam ten projekt mieszkańcom i Radzie Starszych. Głosy są podzielone - zwykły lud domaga się postępu i elektryfikacji, Rada Starszych jak zwykle jest sceptyczna wobec takiego pomysłu twierdząc że chyba jeszcze nie czas na taki krok.

Padają pytania o koszty takiej inwestycji. I tu pojawia się kolejny problem: Czym zapłacimy?
Tutejsza waluta - kolorowe koraliki i bite z aluminiowej blachy prymitywne monety to przecież nic nie warty szmelc.
Uświadamiam tubylcom że miejscowa waluta nie ma żadnej wartości na rynku białego człowieka.
Szok i niedowierzanie. Padają pytania: To jak to jest? My tu sobie wypruwamy żyły by zarobić trochę kasy, a to jest nic nie warte?
Co bardziej zadziorni sugerują że robię wszystkich w wała. Ostateczna decyzja o nawiązaniu kontaktów z cywilizacją białego człowieka zostaje odroczona bezterminowo do czasu aż znajdzie się sposób na sfinansowanie inwestycji.
Kolejne pytania: Jaka waluta ma wartość w cywilizacji białego człowieka?
Próbuję jakoś łagodzić nastroje, tłumaczę że te kolorowe koraliki to tylko wartość umowna, po to by tubylcy łatwiej zrozumieli zasady działania rynków finansowych w cywilizacji białego człowieka.
Pada kolejny raz tradycyjne pytanie: Czy tak jest w cywilizacji białego człowieka?
Potwierdzam, tak jest, z tą różnicą że biały człowiek posługuje się bardziej zaawansowaną technologią przy produkcji waluty, by nie było zbyt łatwo jej podrobić.
Drukuje na specjalnym papierze banknoty o różnych nominałach, natomiast rzeczywista wartość banknotu bez względu na wydrukowany nominał jest taka jak wartość makulatury.
Szok i niedowierzanie. Jak to możliwe by ludzie harowali za nic nie wartą makulaturę?

Trzeba czymś zająć tubylców by nie popadali w apatię. Organizuję dla wszystkich chętnych cykl wykładów na tematy techniczne, oraz ogólnej wiedzy o świecie. Chętnych nad podziw wielu.
Wykłady odbywają się wieczorami, przy zapalonych żarówkach w nadziei że nie osłabnie zainteresowanie elektryfikacją.
Na którymś z kolei wykładzie uświadamiam sobie że tubylcy chyba nie zdają sobie sprawy z budowy Wszechświata, Układu Słonecznego, oraz faktu że Ziemia ma kształt kuli.
Poruszam ten temat z szamanem/czarownikiem, katabasem, Radą Starszych i wszyscy są zgodni - Ziemia jaka jest każdy widzi - płaska.
Włos mi się zjeżył na głowie. Jak mogłem pominąć ten etap edukacji?
Kolejne wykłady poświęcam budowie Wszechświata. Zaczynam od teorii Wielkiego Wybuchu.
Słuchają z niedowierzaniem. To niemożliwe - co wybuchło i dlaczego?
No i mam tu problem, bo sam nie wiem co wybuchło, a tym bardziej dlaczego.
Katabas forsuje teorię że na początku było Słowo - no sam mu to powiedziałem gdy szkoliłem go na katolickiego katabasa.
Nauczyciele pytają: To jak w końcu mamy uczyć młodzież w szkole? Katabas na lekcjach religii naucza że świat stworzył Pan Bóg w 6 dni, a ja tu teraz mówię o jakimś Wielkim Wybuchu jako początku Wszechświata. Co jest prawdą?
Tłumaczę że teoria katabasa to wiara, ale naprawdę było tak jak głosi nauka.
Pada kolejne pytanie: Czy tak nauczane są dzieci w cywilizacji białego człowieka?
Potwierdzam. Tak nauczane są dzieci w cywilizacji białego człowieka. Kolejny szok.
Otworzyłem puszkę Pandory - katabas znów łazi za mną i namolnie wypytuje o nowe szczegóły wiary.
Jakoś nieopatrznie coś napomknąłem o Trójcy Świętej i się zaczęło.
Przecież Bóg miał być jeden, a tu nagle Trójca Święta, o co chodzi? Tłumaczę że Bóg jest jeden, ale w trzech osobach. Katabas w szoku. Jak to możliwe 3w1? Jak on teraz wytłumaczy to wiernym?
Czuję że materializują się moje początkowe obawy. Tubylcy nie są przygotowani na taką dawkę informacji.
Cywilizacja białego człowieka prawdy wiary zgłębiała 2 tysiące lat, a tu nagle taki szok intelektualny podany w tak krótkim czasie. Oj chyba dojdzie do kolejnego rozłamu w kościele, albo wręcz do powstania nowej religii.
Tubylcy są zdezorientowani i zagubieni. Są tacy co porzucają dotychczasową wiarę i wypisują się ze wspólnoty katabasa. Tych świeżo upieczonych ateistów stara się pozyskać nowy samozwańczy prorok, który stwarza zupełnie nową religię konkurencyjną do katabasa i pastora.
Twierdzi że tylko jego religia jest prawdziwa i nie spocznie dopóki wszystkich niewiernych nie nawróci na swoją jedynie słuszną i prawdziwą religię. Oj chyba to się dobrze nie skończy, jeszcze mi tu tylko wojny religijnej brakuje.
Kategorycznie i zdecydowanie odcinam się od sporów religijnych - niech duchowni wszystkich wyznań sami radzą sobie z tymi problemami. Ja zajmuję się krzewieniem rzetelnej nauki.
Kolejnym tematem jest teoria ewolucji Darwina. Tu mam już wszystkich bez wyjątku przeciwko sobie.
Duchowni, nauczyciele, Rada Starszych i zwykli mieszkańcy stukają się znacząco w czoło.
Ja konsekwentnie przedstawiam świat z punktu widzenia nauki białego człowieka, w końcu się do tego zobowiązałem. Może robię to trochę chaotycznie, ale najlepiej jak potrafię.
Ostrzegałem że biały człowiek dochodził do tego tysiące lat - był więc czas by to przetrawić, albo i mózgi wyprać jak coś nie dało się racjonalnie wytłumaczyć.
Dyskusje naukowe i spory teologiczne tak zaabsorbowały tubylców że wszystkie inne problemy stały się mało istotne.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku.

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz