sobota, 25 kwietnia 2015

Jak cywilizowałem Amazonię (cz.5)

Następnego dnia ruszyliśmy do głównej osady plemienia i tu pierwsza niespodzianka. Orszak liczył ok.30 osób, wszyscy przystrojeni jak na festyn. Dla mnie przygotowana została .... lektyka.
Kategorycznie zaprotestowałem. Czułem się już całkiem dobrze, mogłem swobodnie się poruszać, teren nie był trudny, a tu chcą mnie nieść w lektyce, absolutnie na to się nie godziłem.
Moi gospodarze byli srodze zawiedzeni, usilnie mnie namawiali do zajęcia miejsca w lektyce. W końcu po moim kategorycznym sprzeciwie coś między sobą poszeptali i bardzo niechętnie, ale zgodzili się bym szedł razem z nimi pieszo. Lektykę nieśli pustą.
Wędrówka nie była uciążliwa, czułem się zupełnie dobrze i po południu zbliżaliśmy się do celu wyprawy.
Na jakieś 2 km od celu zarządzili krótki postój niby dla odpoczynku.
Prowadzący ten pochód zebrali się na krótką naradę i coś żywo dyskutowali.
Po naradzie jeden ze starszyzny mówiący po polsku podszedł do mnie i speszony, zatroskanym głosem oznajmił: Nie godzi się Panie byście zasuwali piechtą. Zróbcie nom łaskę i pozwólcie ze wos doniesiem w tem nosidle.
Ich polszczyzna mnie rozbrajała i rozbawiała. Przypominały mi się dziecięce lata spędzone w rodzinnych stronach Kielecczyzny, gdzie starsi ludzie mówili podobnym językiem.
Znów zaprotestowałem. Mój rozmówca stropiony wyjaśnił mi że tym razem nie odpuszczą.
Zgodzili się bym szedł samodzielnie przez większość trasy , ale teraz tuż przed wejściem do głównej osady muszę wkroczyć niesiony w nosidle, bo to podkreśla moją rangę, jest zaszczytem i honorem dla nich i taki mają zwyczaj by najdostojniejszych gości wnosić do stolicy w nosidle.
Była w tej prośbie jakaś wielka desperacja i determinacja pomieszana ze strachem i bezsilnością że dla świętego spokoju ustąpiłem.
Wywołało to wręcz entuzjazm pozostałych. Zająłem miejsce w lektyce i czułem się jak jakiś faraon w czasie starożytnych egipskich obrzędów.

Wkroczyliśmy do osady. Było tam dużo prymitywnych szałasów skleconych z gałęzi, pobudowanych bez ładu i składu, chaotycznie gdzie popadło.
Czekał na nas tłum ludzi który tworzył powitalny szpaler. Znów dzieci sypały pod nogi wielkie płatki kolorowych kwiatów.
Zostałem doniesiony przed długi stół za którym siedziało kilku najważniejszych dostojników plemienia.
Powitali mnie bardzo serdecznie i uroczyście. Wszyscy za tym stołem mówili po polsku i naprawdę miałem wrażenie że oto spełniam ich najskrytsze i najśmielsze pragnienia i oczekiwania, a moje przybycie jest epokowym wydarzeniem w historii plemienia.
Po całej ceremonii powitania, która na szczęście trwała dość krótko rozpoczął się festyn dla ludu, a starszyzna zaprosiła mnie na naradę na której miałem się dowiedzieć o szczegółach mojej misji.

Zżerała mnie ciekawość i bardzo chętnie przystałem na tą propozycję.
Rozmowę zagaił najstarszy wiekiem dostojnik i po wymianie uprzejmości i wyrazów radości przystąpił do rzeczy.
Jak mnie zapewnił sprawa ma charakter nieodwołalny i nieodwracalny, gdyż dawno, dawno temu została przepowiedziana przez szamana/czarownika/proroka i musi być wypełniona do końca, do ostatniego słowa i żadną miarą nie może być od tego odwrotu.
Zapewnił mnie że jego plemię od dłuższego czasu ma kontakt z cywilizacją białych ludzi, ale jest to kontakt jednostronny. Ich zwiadowcy podglądają życie białych ludzi, ale nie nawiązują z nimi kontaktu, bo tak nakazuje im ich przepowiednia.
To biały człowiek sam do nich ma trafić i wszystko sprawdza się co do joty.
Niestety wśród młodzieży daje się wyczuć nastrój niepokoju i niecierpliwości, a może nawet skrywanego buntu.
Młodzi chcieli by nawiązania kontaktów z cywilizacją białych ludzi, by móc korzystać z ich zdobyczy technicznych.
Starszyzna obawia się że może dojść do nieodpowiedzialnych kontaktów i może to się skończyć katastrofą dla całego plemienia, gdyż zupełnie nie są przygotowani do takiego spotkania.
Starszyzna otwarta jest na postęp i zmiany, ale chcieli by odbyło się to w sposób łagodny i aby ich lud na tym nie ucierpiał.
Moja rola polega więc na tym aby w ich plemieniu wprowadzić wszystkie zasady życia białych ludzi.
Ludzie sami ocenią czy chcą takich kontaktów i zmian i jeśli im się to spodoba wówczas ich plemię bez szoku ujawni się światu i będzie mogło pełnymi garściami korzystać z dobrodziejstw cywilizacji i postępu technicznego.
Dodał przy tym że oczekują iż wprowadzę absolutnie wszystkie zasady życia w moim kraju i cywilizacji białego człowieka, choćby nawet w ich warunkach wydawały się zbyteczne.
Za pracę zostanę hojnie wynagrodzony i jeśli taka będzie moja wola będę mógł wrócić do swojego kraju po zakończeniu mojej misji.
Tymczasem wszyscy bez wyjątku są do mojej dyspozycji i zobowiązani są mi pomagać we wszystkim.
Byłem w szoku.

Ciąg dalszy w kolejnym odcinku.

Z poważaniem
Doktor Wszechnałóg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz